Niech zobaczą nasze odbijacze, czyli o wypaleniu i stanie permanentnej mobilizacji
Z podziwem patrzę na ludzi, którzy żeglują i na łodzi czują się swobodnie. Jakiś czas temu zachwycił mnie film „Maiden” i przypomniałam sobie, że miałam raz okazję żeglować na Mazurach we wspaniałej, wyłącznie kobiecej załodze („Maiden” i niedawna rozmowa z koleżanką — dziękuję Aniu! — uświadomiła mi, że takie żeglowanie nie jest czymś oczywistym).
Żeglowanie to dla mnie świat nowych kształtów, przedmiotów i nazw, a także norm, zachowań i przekonań charakterystycznych dla żeglarskiej społeczności. Z wszystkich nowych słów i przedmiotów, które poznałam podczas tamtego dziewczyńskiego rejsu, najlepiej zapamiętałam „odbijacze”. Odbijacze to solidne i lekkie jednocześnie, elastyczne bufory chroniące łódź w sytuacji uderzenia o inne ciało stałe, np. pomost lub inną łódź. Ze zdziwieniem dowiedziałam się niedawno, że pływanie z odbijaczami cały czas wywieszonymi za burtę (jak na zdjęciu powyżej) bywa w społeczności żeglarskiej uważane za obciach, sygnał amatorstwa i może być przyjmowane z pobłażaniem lub rozbawieniem.
Jeśli tak rzeczywiście jest, to nie byłoby to znów takie inne od tego, co „na lądzie” / „w życiu”: wrażliwość i zabezpieczenie przed poobijaniem postrzegane jest często jako powód do wstydu, jasny znak „mięczactwa”, z którym nie warto się obnosić, żeby nie narazić się na śmieszność (szczególnie w odniesieniu do mężczyzn — „nie bądź baba!”). Ma to ogromny wpływ na podtrzymywanie kultury, w której mówienie o wypaleniu, kryzysie, potrzebie wsparcia jest sygnałem „nadwrażliwości” i niewystarczająco „twardej dupy”, którą w tej robocie mieć trzeba.
Różne wypalenia — ten sam mechanizm
Piszę tu o wypaleniu aktywistycznym, media najczęściej komentują kwestie związane z wypaleniem zawodowym, ale wypalenie dotyczy nie tylko tych sfer. Poza wyczerpaniem i bezsilnością w roli zawodowej czy aktywistycznej, możemy mówić o wypaleniu np. w roli społecznej, rodzicielskiej, akademickiej. Każde z nich ma swoją specyfikę, unikalne odcienie, własne konteksty. Niemniej mechanizm jest ten sam, wiąże się z przeciążeniem ciała nadmiernym i nieodreagowanym stresem, oddalającą się wizją zakończenia pracy i normą samopoświęcenia dla innych (osób, grup, instytucji, Sprawy), czyli human giver syndrome. Piszą i mówią o nim ciekawie np. Emily i Amelia Nagoski w książce „Burnout” (2019) i w podkaście „Feminist Survival Project 2020” (oczywiście nie tylko dla feministek).
Zdolność powrotu do formy — odbojność
Jaki związek odbijacze mają z wypaleniem? Według jednej z definicji, wypalenie wynika z nierównowagi między energią włożoną w mobilizację do działania a regeneracją tej energii po jego zakończeniu. W zwykłych okolicznościach nasze energetyczne wahadło w regularnych cyklach porusza się między stanem mobilizacji a czasem regeneracji. Wypalenie wydarza się szczególnie wtedy, gdy po rejsie — po wykonaniu zadania, projektu, pracy, doktoratu, misji itd., przestajemy ze stanu podwyższonej gotowości (emergency mode) swobodnie zawijać do portu pod nazwą „regeneracja”; gdy rejs się nie kończy.
Zdolność swobodnego, elastycznego powracania ze stanu czasowego przeciążenia stresem nazywamy psychiczną rezyliencją (z ang. resilience). Innym tłumaczeniem tego wyrazu, mniej popularnym w języku polskim, ale bardziej obrazowym, jest odbojność: to za Słownikiem Języka Polskiego „zdolność ciała do powrotu do wyjściowej formy po uprzednim ściśnięciu”. To cecha, którą mają np. odbijacze zamocowane na łódce, powracające do pierwotnej formy po tym, jak są poddane presji przy uderzeniu o pomost, kiedy nie pozwalają łódce się uszkodzić (sformułowanie „odporność psychiczna” stosowane czasem do tłumaczenia resilience nie zawiera według mnie tej elastyczności, lecz raczej sztywność, opór, dlatego wydaje mi się mniej adekwatne). Zagadnienie odbojności / rezyliencji jako pierwsi podejmowali nomen omen psychologowie sportu, wspierający zawodników i zawodniczki w budowaniu osadzenia w sobie i elastyczności psychicznej w sytuacjach przeciążenia stresem (np. podczas zawodów czy w treningu).
Długoterminowa mobilizacja — przesunięcie z normy w „normę”
A co jeśli długoterminowo pozostajemy w alercie, na „aktywistycznym ostrym dyżurze”, bez uspokojenia, bo praca się nie kończy i ciągle nowe wyzwanie, zadanie przed nami? Lub jeśli tylko trochę odbijamy, ale w miejsce bliższe mobilizacji, niż regeneracji? Wykształca się wtedy nowa „norma” dla organizmu: bycie w nieustannej w gotowości do podjęcia wyzwania. Ciekawie mówiła o tej „drugiej normie” mobilizacyjnej psycholożka i coachka Danuta Rocławska podczas seminarium organizowanym w ramach Psychologicznej Akademii Lidera Grupy TROP (fragment spotkania do odsłuchania tutaj).
W życiu, w pracy, w aktywizmie, w rodzicielstwie, na rynku pracy długoterminowa mobilizacja (w połączeniu z umiejętnością pracy pod presją czasu i nieustającą innowacyjnością) widziana jest jako ważna kompetencja. Takie mamy kryzysy społeczne, takie zadania przed organizacjami, takie alarmy w pracy i wyzwania w rodzinach, które „wymagają” od nas bycia w gotowości. Oznacza to nieustanne bycie na adrenalinie i kortyzolu, bez wytchnienia, na dłuższą metę wyniszczające.
Piszę o „normie” w cudzysłowie, bo w kontekście naszego ciała, uwagi, gospodarki hormonalnej, funkcji poznawczych itp., to stan raczej nie-normy: to tryb awaryjny. Jednocześnie może to być stan, w którym. przynajmniej na początku, czujemy swoją niezwykłą efektywność, sprawczość, moc. W tym sensie sam ten stan może być przez jakiś czas odczuwany jako świetny, dynamiczny. Czujemy się jak „na haju”, bo w istocie jesteśmy odurzeni hormonami stresu (na oddzielną uwagę zasługują wyczerpanie i brak czasu jako styl życia i symbol statusu). Potem potrzebujemy więcej, bo tylko więcej jest w stanie nas pobudzić.
Pozostając w takim stanie na długo, tracimy zdolność do regeneracji i stopniowo, stale wytracamy energię. Zwykły odpoczynek przestaje wystarczać. Jeśli jesteśmy w stanie permanentnej mobilizacji, czyli — z perspektywy organizmu — kryzysu, poziom kortyzolu nieustannie rośnie. Długoterminowe oddziaływanie tego hormonu stresu rujnuje organizm, kortyzol rozregulowuje funkcjonowanie całego ciała we wszystkich naszych odsłonach, od emocjonalnej przez psychiczną, fizyczną, poznawczą, po odsłonę relacyjną. Poziom kortyzolu spada bardzo powoli, więc detoks, a potem regeneracja mogą trwać naprawdę długo.
Hormony stresu, ciągła mobilizacja, mogą mieć działanie uzależniające. Nie przez przypadek psychiatra Franz Freudenberger, który w 1974 roku pierwszy użył obrazowego słowa „wypalenie” (burnout), zaczerpnął je ze slangu narkotykowego, w którym oznaczało ono wyniszczające skutki nadużywania narkotyków. Koszty mogą być różnorodne: czasem jest to migrena czy zapalenie płuc po ustaniu konieczności mobilizacji organizmu, czasem niemoc twórza, bywa też, że płacimy związkami, przyjaźniami. Niektórych taki stan kosztuje depresję, zawał, wręcz życie.
Wypalenie to normalna reakcja
Victor Frankl w książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu” (2019) pisze, że „nienormalne reakcje na nienormalne sytuacje to norma”. Wypalenie jest więc tutaj całkiem zwykłą reakcją organizmu na nienormalną sytuację. Ta sytuacja to przekonywanie, że tak już jest, że tak powinien wyglądać aktywizm, rodzicielstwo, praca, że tak po prostu wygląda życie i że tego można od nas wymagać — utrzymywania organizmu w stanie kryzysu na stałe. Normalizowanie przeciążania się. Wchłanianie przekonania, że sami i same możemy od siebie tego wymagać: że normalna jest nieustająca praca ponad siły, ponoszenie kosztów bez opamiętania. Nadużywanie się. Czasem oczekujemy tego także od innych, a czas naszej mobilizacji trwa nieskończenie od wielu lat. Tak często jesteśmy traktowani nie jak żywe osoby z własnymi historiami, uwarunkowaniami i potrzebami, ale jak niewyczerpany „zasób ludzki”, „kapitał ludzki” do drenowania.
Naszą normą organizacyjną, środowiskową, grupową jest bardzo często zarządzanie kryzysowe, niedoczas i przeciążenie (w kontekście organizacji pozarządowych pisałam o tym w swoim poprzednim tekście „Dzwoni wypalenie do organizacji, czyli 6 powodów, dla których self-care w aktywizmie nie działa”). Jednoczesnie narażeniem się na śmieszność lub zarzuty o brak profesjonalizmu, czy nerwów ze stali, bywa sygnalizowanie przeciążenia zadaniami i potrzeby zabezpieczenia przed urazami psychicznymi. Normą społeczną jest niemówienie o kryzysach i trudnościach, „niepokazywanie odbijaczy”.
Przed nami długi rejs
Świat jest w kryzysie, ale żeby to zmieniać, musimy pamiętać, że mimo wszystko przed nami długi rejs. Potrzebujemy też w tym rejscie odpoczywać, zwolnieni z „normy” zarządzania kryzysowego i nieustannej mobilizacji w czasie sztormu. Widzieć horyzont patrząc szerzej, niż tunelowo, być w uwadze i kontakcie z sobą i sobą nawzajem, z wiatrem w żaglach. Bo w przeciążeniu stresem nie myślimy strategicznie, nie widzimy nowych rozwiązań. Nie nawiązujemy, nie pogłebiamy bliskich relacji, a to one — poczucie połączenia, bliskości, connectedness — obniżają poziom kortyzolu, pomagają radzić sobie z przeciążeniem stresem (nie wspominając już o współdziałaniu na rzecz zmiany).
W świecie, w którym odpoczynek nie jest widziany jako prawo, ale raczej jako bunt i odstępstwo od „normy” przemęczenia, zajętości i przepracowania — temu światu na przekór zatrzymujmy naszą łódź w przystani odpoczynku. Budujmy odbojność i nasze silne i elastyczne mięśnie buntu. Niech wszyscy zobaczą nasze odbijacze.
Natalia Sarata / RegenerAkcja
Wspieram aktywistki i aktywistów, grupy i organizacje w regeneracji i w drodze od wypalenia aktywistycznego do nowego, regeneratywnego modelu zaangażowania społecznego. Towarzyszę organizacjom pozarządowym i grupom nieformalnym w procesach wewnętrznych zmian i w konstruktywnych rozmowach wokół wyzwań. Pomagam organizacjom i grupom budować bezpieczniejsze struktury, w których nie ma miejsca na mobbing i dyskryminację. Prowadzę grupy rozwojowe dla zmęczonych i regenerujących się aktywistek i aktywistów, webinaria, warsztaty i indywidualne konsultacje. Pracuję nad książką o wypaleniu aktywistycznym i regeneratywnym aktywizmie.
Jeśli chcesz śledzić moje działania na bieżąco, regularnie zamieszczam posty na profilu FB RegenerAkcja. Miejsce dla zmęczonych aktywistek i aktywistów, piszę także na niniejszym blogu. Możesz także napisać do mnie i podzielić się swoją historią na regenerakcja@gmail.com.